Odczarować „ohap”

– Cały czas stajemy na rzęsach, żeby odczarować złą sławę. Mamy tu normalne, fajne dzieciaki – mówi Agnieszka Żółtańska-Paździor, kierownik Ośrodka Szkolenia i Wychowania w Nowej Soli, czyli popularnego „Ohapu”.

– Ponoć w tym tygodniu nabór ruszył z kopyta?

– Ci, którzy są zdecydowani, załatwiają formalności jeszcze w czerwcu. A reszta budzi się we wrześniu. To często jest młodzież, która nie może znaleźć praktyk na mieście.

– A ile macie miejsc?

– 35 w internacie i „pi razy oko” 40 dla dochodzących. No prawie 80. W tej chwili mamy 67. Ale wiem, że lada dzień będzie powyżej 70. W internacie zostały nam cztery miejsca.

– Młodzież głównie stąd czy z okolic?

– Internaty są generalnie dla dojeżdżających, ale nas żaden przepis nie obliguje, by były tylko dla nich. Więc możemy sobie pozwolić na to, by brać też dzieci z Nowej Soli, które z jakichś powodów mają gorsze warunki w domu. To są dzieci z rodzin wielodzietnych albo domów, gdzie nie dzieje się za dobrze. I w tygodniu mogą tu mieszkać, na weekendy wracają do siebie.

– A jak to w pandemii wyglądało?

– Na samym początku byliśmy na pracy zdalnej, ale tylko na chwilę. Wzięliśmy dzieciaki do internatu, gdy tylko pojawiła się taka możliwość. Wspieraliśmy ich w nauce zdalnej. My jesteśmy po to, by służyć im wsparciem z każdej strony, zarówno edukacyjnym, jak i wychowawczym. Nie skupiamy się na jednej działce.

– W jakim wieku macie podopiecznych?

– Skupiamy się na młodzieży uczącej się w szkole branżowej I stopnia, ale wsparciem służymy od 15 do 25 roku życia.

– Po szkole też? 

– Jak młodzież skończy branżówkę i jest zrzeszona w OHP, to mogą liczyć na naszą pomoc i wszelkie wsparcie do 25 roku życia. Służymy często wsparciem na zasadzie pogaduchy, ale też kierujemy ich do naszych doradców zawodowych.

– Z iloma pracodawcami współpracujecie?

– Z ok. dwudziestką.

– Jakie branże?

– Piekarz, cukiernik, kucharz, pomimo tego że mamy swoje warsztaty. Ale też blacharze, mechanicy… W tym roku nie mamy introligatora, ale mieliśmy. Podobnie jak drukarza.

– Są zawody popularniejsze od innych?

– Priorytetem jest poszukiwanie zatrudnienia w zawodach deficytowych. Ale nie zawsze dzieciaki chcą. W Nowej Soli w głębokim deficycie jest zawód krawca. Mamy swój warsztat i wypuściliśmy w tym roku absolwentkę, ale nie mamy póki co chętnych.

Być może młodzież postrzega ten zawód jako trudny, ciężki i mało satysfakcjonujący?

Ale myślę, że powoli wraca zapotrzebowanie na odzież na miarę.

– Już nam się chyba masówka przejadła.

– Tak. I dlatego nie chcemy likwidować tego warsztatu. Chcemy to przeczekać.

A od już od września chcielibyśmy uruchomić w zamian warsztat cukierniczy. Mamy gastronomiczny, a jedna z pań pracujących w kuchni ma uprawnienia instruktorskie na cukiernika. Więc to jest kwestia tylko doposażenia.

A największym powodzeniem cieszy się oczywiście zakład fryzjerski. Aż musiałam powiększyć warsztat o kolejne pomieszczenie.

Co istotne, cała ta nasza działalność dla dzieciaków jest nieodpłatna. Zakwaterowanie, wyżywienie, kursy, wyjazdy na wakacje. To jest ważny argument dla wielu rodzin.

A na wiosnę jedziemy z grupą 10 fryzjerów do Lizbony na staż.

– Wow!

– Prawda? Dla mnie to jest petarda! Bardzo się z tego cieszę. To jest duża frajda i duża nagroda.

– I jak w CV wygląda.

– Dokładnie! Staż w Portugalii? Z tego co wiem, to z tamtej strony jest to bardzo profesjonalnie przygotowane. Dzieciaki uczą się tam w prestiżowych salonach fryzjerskich.

Cały czas stajemy na rzęsach żeby odczarować…

– …złą sławę?

– Dokładnie!

– No tak, kiedyś na mieście „ohap” nie kojarzył się najlepiej.

– A to nie jest tak. To są normalne dzieciaki.

– To może niech pani wyjaśni ludziom czym wy jesteście. Szkołą na pewno nie.

– Jesteśmy instytucją, która ma za zadanie wspierać młodzież w jak najszerszym zakresie. Po to, by te dzieciaki trafiając na rynek pracy po ukończeniu szkoły branżowej, wyposażone były we wszelakiego rodzaju narzędzia umożliwiające podjęcie pracy, a nie szły po zasiłek.

Uczymy zawodu i pomagamy w starcie na rynku pracy. Jesteśmy dodatkowym ogniwem wspierającym rodziców czy placówkę w opiece.

– Lekcji nie prowadzicie. U was się nie chodzi na język polski.

– Od tego jest szkoła. A tak nas postrzegają, bo nawet na spotkaniu w Kożuchowie rodzice myśleli, że dzieci muszą się wypisać ze szkoły i zapisać do OHP. My jesteśmy osobnym organem, który wspiera te dzieciaki.

– Taki bonus.

– Tak.

– I to za darmo.

– Tak! I muszę jeszcze pochwalić się bardzo fajną kadrą. Chyba tak jest, że fajni ludzie się przyciągają, bo trzeci rok jak tu jestem mamy świetne dzieciaki w internacie. A że są tu całą dobę, więc jest nam dużo łatwiej je przepracować. Ponadto nowa rekrutacja obejmowana jest pomocą psychologiczną. To jest taka diagnoza, rozpoznanie.

Włączamy się też różne działania, w pandemii szyliśmy maseczki. Jesteśmy otwarci na współpracę i tego też uczymy dzieci, że można coś od siebie dać, nie oczekując zapłaty.

Wychowawca drugiej zmiany zawsze jest mocno dociążony, bo dzieciaki się schodzą ze szkoły, z praktyk i każdy chce powisieć na ramieniu, pogadać. Przychodzą i opowiadają. Jak w domu. Jest kameralnie, można się zżyć.

– Drugi dom. Albo i pierwszy.

– Staramy się, żeby tak było.

Dodaj komentarz